Zawartość produktu

o komunikacji zbiorowej wszelkiego typu, od kolei i autobusów począwszy, aż po riksze, omnibusy i tramwaje wodne

czwartek, 21 listopada 2013

orzeł w natarciu

Od zawsze mam problem z logo Polskiego Busa. Domyślam się, że szefostwo firmy - jak by nie patrzeć - zagranicznej, musiało wybrać jakiś symbol kojarzący się z Polską. A z Polską kojarzy się zestaw kilku stałych symboli: Jan Paweł II, Wałęsa, wierzba płacząca, żubr, skrzydła husarskie czy butelka wódki. Oraz dwa ptaki: orzeł i bocian. Musieli mieć tam niezły zgryz z podjęciem ostatecznej decyzji, bo zamiast wybrać jednego z tych lotników, stworzyli coś, co nie jest ani orłem ani bocianem, a jednocześnie jest obydwoma naraz.


Dziób ma orli (bociany mają czerwone dzioby), ale nogi już bociana. I nosi takie zawiniątko, niczym bocian przynoszący potomstwo. Kolorystyka również raczej bociania, chociaż najważniejszym orłem w tym kraju jest jednak orzeł biały...

W każdym razie, nie miało być tu ornitologicznych dywagacji, tylko najnowsze wieści z rynku transportowego. A właśnie wczoraj rzeczony Polski Bus ogłosił hucznie powstanie drugiej swojej bazy operacyjnej w Polsce - we Wrocławiu (pierwsza jest, rzecz jasna, w Warszawie), oraz uruchomienie kilku kolejnych linii ekspresowych, które dzięki wspomnianej bazie będą wyruszać bądź przebiegać przez stolicę Dolnego Śląska.

Informacje te natychmiast zinterpretowano jako kolejny gwóźdź do trumny polskich kolei, zwłaszcza spółki PKP Intercity. Że komfort, wygoda, cennik, a przede wszystkim czas przejazdu autokarów pana Soutera wykosi swoją konkurencyjnością wlokące się po polskich torach pociągi. Taka informacja, za pośrednictwem mediów, poszła w świat. Moim zdaniem na pogrzeb i stypę jest jednak zbyt wcześnie.

W normalnych warunkach autobus ekspresowy nie ma prawa konkurować z pospiesznym pociągiem, nawet jeśli z punktu A do punktu B jechałby płaską jak stół autostradą. Przy ograniczeniach prędkości rzędu 130 km/h na drogach szybkiego i bardzo szybkiego ruchu, pociąg jest zdecydowanie szybszy, nawet jeśli nie osiąga cywilizowanego minimum, czyli 160 km/h. Już przy 120 km/h pociąg ma przewagę nad autobusem (o ile ma pierwszeństwo na szlakach przed składami regionalnymi, co nie zawsze w Polsce jest regułą...) - pociąg nie zatrzymuje się bowiem na bramkach poboru opłat, skrzyżowaniach, światłach, nie musi zwalniać wobec niekorzystnych warunków drogowych, nie musi wyprzedzać ślamazarnych ciężarówek, a ponad wszystko - szybciej od autobusu się rozpędza.

Niestety, w Polsce nie mamy aktualnie normalnych warunków, ponieważ połowa szlaków kolejowych jest rozkopana jak polska reprezentacja w piłce nożnej. Z drogami jest niewiele, ale jednak lepiej. I na tym zyskuje przewagę Polski Bus, a nie na tym, że transport autobusowy jest szybszy od kolejowego. Chociaż zaczynam już w tym momencie wchodzić w truizmy.

Nowe linie, które otwiera Polski Bus, to przede wszystkim połączenia z Wrocławia na wschód kraju. Są dwa superekspresy: Wrocław - Katowice i Wrocław - Kraków bez przystanków pośrednich, jest również linia: (Berlin) - Wrocław - Opole - Katowice - Kraków - (Zakopane). Wobec tego, że magistrala kolejowa E-30 jest w kompletnej rozsypce (ale to akurat wina PLK, a nie przewoźników), cudem jest już sam fakt, że pomiędzy Wrocławiem a Katowicami, Krakowem i Rzeszowem w ogóle jeszcze ktokolwiek podróżuje pociągami. Z Wrocławia do Rzeszowa najszybsze połączenie kolejowe wymaga zarezerwowania sobie 8 godzin z tak zwanym hakiem (i to przy założeniu pokonania fragmentu trasy KKA, czyli InterREGIO Busem; podróż TLK to 9,5 godziny!). Polski Bus oferuje na tej trasie czas jazdy 6 godzin i 25 minut.

Jeszcze dobitniej widać degrengoladę E-30 na odcinku Wrocław - Kraków. Polski Bus w wersji z przystankami pośrednimi zapewnia dojazd z Wrocławia pod Wawel w 4 godziny i 10 minut, w wersji "superekspresowej" (czyli bez zjazdu z autostrady) - uwaga! - 3 godziny i 10 minut. Najszybsze połączenie kolejowe, i to też z przesiadką na IRB, to 4 godziny i 50 minut (całość pociągiem trwa jeszcze kilkadziesiąt minut dłużej). Przy takich różnicach nawet ja wybrałbym autokar z Orłobocianem, mimo że kolej darzę miłością bezwarunkową aż do granic absurdu...

Z tym, że E-30 to jest sytuacja wyjątkowa. Podobnie nokautujący kolejową konkurencję Polski Bus jest już właściwie tylko na liniach wybiegających poza granice Rzeczpospolitej - do Pragi i Berlina, na których połączenia kolejowe z racji ich transgraniczności muszą być droższe i/lub wymagające przesiadek. Natomiast na swojej flagowej linii, Warszawa - Gdańsk, Polski Bus oferuje czas jazdy nie krótszy niż 4 godziny i 55 minut, a pociąg wcale nie ekspresowy a pospieszny jest o 5 minut szybszy! I to pomimo faktu, że wciąż nieukończony remont szlaku pomiędzy stolicą a Gdańskiem stał się niemal synonimem ślamazarności kolei w III RP. Nowo otwierane połączenie Wrocławia z Poznaniem (i dalej do Gdańska) również nie wygląda tak różowo dla Polskiego Busa. Mimo, że linia kolejowa Poznań - Wrocław jest w trakcie niekończącej się modernizacji, od Czempinia do Dębca składy wloką się niczym słynne swego czasu pociągi dla grzybiarzy, to jednak TLK pokonuje odległość z Wrocławia do stolicy Wielkopolski w 2 godziny i 45 minut. Polski Bus, między innymi wobec faktu nieistnienia wciąż S-5, oferuje aż 3 godziny i 30 minut. A o ile ktoś nie upoluje w PB promocyjnego biletu za złotówkę, to PKP Intercity ze swoim Biletem Relacyjnym na tym odcinku, jest również korzystniejsze cenowo, zwłaszcza przy ulgach ustawowych.

Wiem, że na decyzję o wyborze środka transportu nie wpływa wyłącznie czas przejazdu i cena. Pasażerowie, zwłaszcza zamożniejsi, zwracają też uwagę na komfort podróży, wygodę zakupu biletu, ryzyko spędzenia czasu w wagonie w towarzystwie niezbyt przyjemnym, oraz tysiąc pomniejszych kwestii. Niemniej jednak, będę upierać się, że na odtrąbienie wiktorii Polskiego Busa jest jeszcze zbyt wcześnie. Pewnie brzmię teraz jak rzecznik prasowy PKP IC, ale poczekajmy na zakończenie robót na szlakach kolejowych, zwłaszcza na E-30 i na linii nr 273. Owszem, może się zdarzyć, że ktoś, kto teraz pragmatycznie zrezygnuje z kolei na rzecz PB na odcinku Wrocław - Kraków/Rzeszów, potem już - gdy skończą się remonty i kolej zacznie jeździć jak Pan Bóg przykazał - do pociągu mimo to nie wróci. Jasne, że tak i jego święte prawo.

Jednak dopiero wtedy - a nie od grudnia tego roku - zacznie się prawdziwa konkurencja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz